poniedziałek, 4 czerwca 2012

prologue

Styczeń 2010

- Pasażerowie są proszeni o zapięcie pasów, za chwilę lądujemy – sygnał zakończenia podróży na londyńskim lotnisku Heathrow rozległ się na pokładzie.
Posłusznie wykonałam polecenie z kokpitu. Zdjęłam słuchawki i schowałam iPoda do kieszeni.
Zwróciłam wzrok w stronę okna. Pas startowy zarysowywał się pod nami coraz widoczniej. Oznaczało to tylko jedno:
Rozpoczynam 12 miesięcy życia w Anglii…
Fakt, że znalazłam się właśnie TU zadowalał mnie w 100%.
Teoretycznie do tej pory wiodło mi się znakomicie - skończyłam szkołę z dobrym wynikiem, zdałam egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem, zaakceptowano moje podania do kilku świetnych uniwersytetów – żyć, nie umierać.
W praktyce wyglądało to zupełnie inaczej – od paru dobrych lat byłam stałym obiektem żartów moich „znajomych”. Kujonka z bagażem kilku dodatkowych kilogramów o nierealnych ambicjach – za takową uchodziłam w ich oczach.
„Hayley idzie – śmiejemy się. Hayley siedzi – śmiejemy się. Hayley oddycha – śmiejemy się. Hayley śpiewa – śmiejemy się nawet bardziej. Gdzie niby zajdzie taki wieloryb?” Mniej więcej tak prezentowała się mentalność ludzi, których stałam się ofiarą, a którzy wiedzieli o mnie tyle, co nic.
Kujonka? Cóż, patrząc prawdzie w oczy, uczyłam się tylko do testów. Poza tym zawsze albo miałam szczęście, albo pomagała mi dobra pamięć. Należałoby dodać, że owe szczęście przydarzało mi się sporo razy i w taki oto sposób wyrobiłam sobie opinię nerda.
Co do śpiewania…. W pewnym momencie doszło do tego, że przestałam to robić. Ba, wychodzić z domu. Uwierzyłam im. Chodziły mi po głowie przeróżne myśli, włącznie z najgorszymi – o samobójstwie.
Było to całkiem niedawno, miesiąc przed zakończeniem liceum. Rodzicom nie umknęło moje ciągłe popłakiwanie po kątach, małomówność (która w moim wypadku była ewenementem). Jakiś czas temu ogłosili: „Jedziesz do Anglii. Na cały rok. Odpoczniesz od tego wszystkiego, nabierzesz sił przed college’em”.
Pomysł trafiony w dziesiątkę.
Cieszyłam się na powrót do korzeni. Mama, rodowita Brytyjka, opuściła Wolverhampton paręnaście lat temu, kiedy tata – Jankes z krwi i kości musiał wracać do Nowego Jorku. Miałam wtedy 5 lat. Od tamtej pory nie widziałam się na żywo z żadnym z członków naszej angielskiej familii. Najbardziej tęskniłam za równym mi wiekiem kuzynem. Zawsze wspierał mnie w najtrudniejszych chwilach. Regularne rozmowy na Skype nie są jednak w stanie zastąpić spotkania twarzą w twarz…
Z nim bawiłam się całymi dniami w okresie zwanym przeze mnie „pre-amerykańskim”. Niestety, pamiętam z niego niewiele. Na pewno mówiłam z brytyjskim akcentem, który zniknął w miarę wdrożenia się w nowojorskie otoczenie. Teraz moje próby naśladowania go brzmią co najmniej żałośnie. Kuzyn wyperswadował mi to 3 dni temu, kiedy umówiliśmy się, że wraz z wujkiem odbiorą mnie z lotniska.
Nie chcąc zostać niezauważoną, po wyjściu z samolotu przystanęłam w strategicznie odpowiednim miejscu i wyczekiwałam ich przyjazdu.
Minął kwadrans. I dwa.
Tabuny ludzi zasłaniały mi widoczność, a po krewnych ani widu, ani słychu. Dopadły mnie obawy: co, jeśli zapomnieli? Może moja pozycja zawiodła i ominęli mnie, nie rozpoznając?
Niee, niemożliwe, obaj doskonale wiedzą, jak wyglądam… Dałam im wskazówki w kwestii ubioru, w jakim zjawiłam się na lotnisku. O ile je zapamiętali, odnalezienie mnie powinno być dla nich prostą rzeczą.
Nerwowo przetrząsnęłam torbę w poszukiwaniu telefonu. Triumfalnie wyjęłam go spośród różnej maści kartek, długopisów i masy innych drobiazgów tylko po to, by zobaczyć komunikat: „battery low, please charge your phone”… Wspaniały start, nie ma co…
Każdy rozsądny człowiek będący w mojej sytuacji rozejrzałby się, poszedłby do punktu informacyjnego czy czegoś w tym rodzaju i zadzwoniłby, gdzie trzeba. Ja natomiast nadal stałam jak kołek, szepcząc do siebie:
- Tylko spokojnie…
W końcu pomyślałam: „Hayley, idiotko, idź gdzieś, zrób cokolwiek sensownego!”.
I ruszyłam przed siebie, nie obierając konkretnego celu. Niczym dziecko we mgle błądziłam pośród tłumów podróżujących. Na ścianach poszukiwałam jakiejkolwiek wskazówki w postaci mapy kompleksu, ewentualnie tabliczki z napisem „exit –>”. Nie widząc ani jednego, ani drugiego, powoli wpadałam w załamanie nerwowe. Telefon – padnięty, ja –  zagubiona na gigantycznym lotnisku… Nic, tylko usiąść i płakać.
Jak ostatnia panikara, z załzawionymi oczyma przycupnęłam na podłodze, gdy wtem… do moich uszu dotarł znajomy głos:
- Hayley! Hayley!
Odwróciłam się i, ku swojej niesamowitej uciesze, ujrzałam nadbiegającego Liama.
- Nareszcie! Strasznie się martwiliśmy, nie odbierałaś telefonu, myślałem, że coś się stało…
- Walić to – wypaliłam – Dobrze cię widzieć! – powiedziałam, rzucając mu się na szyję. Chłopak przyjął moje entuzjastyczne powitanie z aprobatą. Zaraz potem zlustrowałam jego posturę od stóp do głów i pamiętając jego fascynację filmem „High School Musical”, stwierdziłam:
- No, no, panie Bolton, zmężniał pan!
- Przeeestań, mała, dobrze wiesz, że już się do niego nie porównuję.
- Mała? – u, zabolało – Chyba żartujesz… jesteś wyższy o pół stopy [ok. 15 cm], może mniej? To tyle, co nic!
- Pff, wcale nie tak mało!
- No co ty? Wie-
- Dobra, cisza, koniec z tym. Aby było oficjalnie – Hayley Giselle Carter, witaj z powrotem w Zjednoczonym Królestwie! – Liam uśmiechnął się w stylu przewodnika wycieczek - Żebyś nie zawodziła, że zwinęli ci walizki, na wstępie mowię, że tata zabrał je i wpakował do auta, więc jedyne, co nam pozostaje, to wracać do Wolverhampton.
- Cudownie – odparłam, zadowolona z braku powodów do palpitacji serca – Jakieś plany na dziś?
- Krótkie i zwięzłe – podrzucamy do domu Twoje rzeczy i ruszamy prosto do Birmingham.
- Jest tam coś ciekawego do zwiedzenia?
- Jasne, ale nie o zwiedzanie chodzi- odpowiedział, uśmiechając się szeroko – Jadę na przesłuchania do X-Factor.
- Rany Boskie! Nie pisnąłeś nawet słówkiem! Jak mogłeś zapomnieć, czekam na to od 2 lat! Mów szybko, co zaśpiewasz?
- Cry Me a River.
- Jus-
- Michaela Buble. – uprzedził mnie, znając me ogromne zamiłowanie do Timberlake’a.
- Szkoda, byłbyś w tym niezły… ale w zasadzie tamto jest bardziej castingowe, dobry wybór. Nieprzypadkowy, mam rację?
- Nie gadajmy o tym – przybrał niezbyt wesoły wyraz twarzy – Chcę z nią skończyć raz na zawsze… i zrobię to dzisiaj.
Nadal miał złamane serce, nie sposób było nie zauważyć. Gdybym spotkała tą dziewczynę, na miejscu udusiłabym ją gołymi rękami. Trzeba być do reszty pozbawionym uczuć i rozumu, żeby zostawić tak wspaniałego, zakochanego bez pamięci chłopaka, w dodatku w Boże Narodzenie…
Liam mocno to przeżył. Nic dziwnego…
Nie chcąc sprawiać mu przykrości, czym prędzej zmieniłam temat. W trakcie konwersacji, obeznany w topografii lotniska chłopak bezproblemowo poprowadził mnie do wyjścia, gdzie oczekiwał nas wujek Geoff.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy! – zawołał – Panna Carter w Anglii! – uścisnął mnie i zakomenderował:
- Szybko, pakujcie się do środka, nie chcę myśleć, co Karen wyczynia w domu…

*

Przemierzając dystans, przez okno pojazdu podziwiałam widoczki – ładne, staromodne kamienice kontrastujące z nowymi budynkami w stylu modernistycznym, restauracje, kluby, parki… Kawałek potem – niewielki las, od czasu do czasu jeziorko, przejazd przez most i kolejne zabudowania… Gdyby kazano mi dotrzeć tutaj całkowicie samej, zaginęłabym już na starcie. Po około dwóch godzinach jazdy, spędzonych na pogawędkach na wszelkie tematy, dotarliśmy do wolverhamptońskiego lokum rodziny Payne’ów.

W zasypanym śniegiem ogrodzie stał pięknie odrestaurowany bungalow. Nijak nie przypominał miejsca, w którym jako dzieciak przebywałam dnie i noce. Zniknęły pamiętne huśtawki, piaskownica, ręcznie robiona karuzela…
Niezmienna zaś pozostała promienna i uśmiechnięta od ucha do ucha ciotka Karen, która obecnie energicznie machała do nas z okna.
- Ekipa, wysiadamy! – wujek Geoff jako pierwszy opuścił auto, udając się w stronę bagażnika. Liam kiwnął głową w stronę domu.
- Chodźmy.

*

Karen wyskoczyła zza drzwi i od razu obsypała mnie uściskami i pocałunkami.

- Hayley, kochana moja! Niech no cię przytulę! Ależ ty wyrosłaś! – tekst przy rodzinnych spotkaniach – zawsze ten sam - Zupełnie, jakbym widziała Alice (mama) w twoim wieku! Jak minęła podróż? - ciotka zabrała ode mnie płaszcz i z ogromnym ceremoniałem powiesiła go na wieszaku.
- Dobrze, nie narzekam - odrzekłam, zdejmując brązowe kozaki - Jedzenie nie było za smaczne, jak to w samolo-
- Przewidziałam to – przerwała mi od razu - i przygotowałam na obiad Twojego ulubionego kurczaka według przepisu babci! W gotowaniu nie jestem dobra jak Twoja mama, ale myślę, że nadaje się do wszamania. – wyszukane określenie…
- Och, ciociu, nie musia-
- Oczywiście, że musiałam!
- Nie byłaby sobą, gdyby się powstrzymała – zaśmiał się wujek.
- Pewnie jesteś zmęczona, co? – Karen spojrzała na mnie skonsternowana.
- Nie, wszystko w porządku – uśmiechnęłam się - Pojadę z Wami do Birmingham.
- Nie masz ochoty odrobinę się zdrzemnąć? Może-
- Ciociu, jestem w świetnym stanie i jednym kawałku, spo-
- Dobrze, no, dobrze, niech będzie. – uff…- Ale bez zapokarmowania nikt nigdzie się nie rusza! Siadajcie do stołu. Ruth, Nicola i babcia za chwilę przyjadą.

*kilka godzin później, Birmingham City Hall*

- Denerwujesz się? – ciotka ścisnęła dłoń Liama.
- Dam radę, mamo… To nie pierwszy raz…

- Liam Payne, wchodzisz! – oznajmił słynny pan w słuchawkach.
- Trzymajcie kciuki…
- Pokaż im, synu, wierzę w Ciebie! – zakrzyknął ochoczo wujek, kiedy nasz aspirujący gwiazdor udał się na scenę.

Ponieważ jego przejście do następnego etapu było dla mnie rzeczą oczywistą (rzadko się zdarza, by Simon Cowell popełniał dwa razy ten sam błąd, poza tym – wokal Liama jest nie do pobicia), a do tego bliska zawału ciotka Karen nadzwyczajnie przeżywała występ syna, korzystając z uwagi wszystkich skupionej na gwieździe dnia, udałam się na spacer po hali.

Chętnych do zdobycia sławy zjawiło się naprawdę mnóstwo. Podziwiam ich. Wątpię, że sama odważyłabym się na stanięcie przed samym Simonem Cowellem i zaśpiewanie czegokolwiek…
Widok potężnych grup roztrzęsionych dziewczyn i [jedynie troszkę] bardziej opanowanych panów, przez które zmuszona byłabym się przeciskać, chcąc zająć którąś z czerwonych kanap ustawionych na korytarzu, zamiar przechadzki poszedł w niwecz. Na szczęście znalazłam ustronne miejsce w kącie. Usadowiłam się (mało wygodnie) i włączyłam telefon, który zregenerował się po kilku godzinach nieużywania. Natychmiast dostałam SMS-a:
- „Cześć Kochanie, doleciałaś szczęśliwie? Nie dzwonisz, martwimy się… Odpisz szybko, już tęsknimy!”
- „Cześć mamo, wszystko okej, jestem z Liamem na castingu do X-Factor Buziaczki!”
- „Casting?! Skarbie, miałaś iść do naszej edycji, a tutaj taka niespodzianka?!”
- „Mamo, przecież Liam śpiewa… Oh, o wilku mowa, kończy prezentację, biegnę na backstage… Potem zadzwonię, ucałuj tatę!”

*

Nicola gestem ręki kazała mi przyspieszyć.
- Żałuj, że cię nie było… dał czadu!
- Jestem z niego taka dumna! - dorzuciła babcia Shelby.
- Mnóstwo straciłaś – dopowiedziała Ruth.
Zgromadzona gawiedź wręcz zachłystywała się w zachwytach. Podnieśli spory rozgardiasz, jednak jak szybko zaczęli wzdychać, piszczeć i wydawać tego typu dźwięki, tak szybko umilkli. Wcześniej wspomniany pan w słuchawkach podszedł do nas, przykładając jednocześnie palec do ust w poleceniu uciszenia się.
Zwróciliśmy głowy w stronę ekranu i zobaczyliśmy twarze Simona Cowella, Cheryl Cole, Louisa Walsh’a i Natalie Imbruglii.
Po kolei wypowiedzieli się na temat Liama w samych superlatywach (jak najbardziej uzasadnionych), po czym Walsh oznajmił:
- Czas na głosowanie. Mówię… tak.
- Bez żadnych wątpliwości - tak. – orzekła Cheryl.
- Absolutnie tak! – zawtórowała Natalie.
- Simon… to ten sam chłopak, którego na Barbadosie odesłałeś z kwitkiem! – przypomniał Cowellowi Louis.
- Miał zaledwie 14 lat i nie był gotowy. Powiedziałem mu wtedy: przyjdź w 2010 roku, będziesz innym człowiekiem. Jak widać – nie pomyliłem się. Liam, jestem pod wrażeniem Twojego niesamowitego talentu i siły, jaką posiadasz w głosie. Cztery razy tak – witamy w programie!

6 komentarzy:

  1. Tak! Doczekałam się DOBREGO opowiadania, w którym przygoda chłopaków dopiero się "rozkręca"! *taniec szczęścia a'la Malik*
    Oczywiście będę czytać, jakżeby inaczej!
    Much love ♥

    @MargaaStyles xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się dziwiłam, że nie piszecie na tamtym blogu, ale dzisiaj znalazłam chwilę na czytanie wszystkich zaległości i wchodzę tutaj i tu takie miłe zaskoczenie, bo to wy piszecie <3
    Świetnie się rozkręcacie i życzę dużo weny, chęci współpracy i żebyście się nie kłóciły w sprawie bloga, bo wiem jak czasami wychodzi... <3
    Informujcie o nn
    @cutehoopy

    OdpowiedzUsuń
  3. No no.. ciekawy początek :) Opinia jak najbardziej pozytywna dziewczyny! Będę czytać tego bloga - to macie zapewnione ;**
    Czekam na następny równie wspaniały rozdział <3

    http://beyourseeelf-lifestyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezus, szybciej dodawajcie to bo zanudzicie ich tu. :D Ale tak na serio to pośpieszcie się ;* ~Taki tam Bojfrend ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam do ciebie pytanie jaki wybrałaś rodzaj bloga ? czyli coś takiego jak blog , mini blog i jeszcze coś tam , a tak poza tym super opowiadania : )

    OdpowiedzUsuń
  6. *___* SUPER ! Czekałam na takie opowiadanie !
    Jeśli możesz informuj mnie na tt -> @lonelycarrotx .
    much love ♥

    OdpowiedzUsuń