Perspektywa Liama
No i się zaczęło. Coś, co zapamiętam na długi okres w moim życiu, ba - na zawsze...
Cieszyłem się. Jak cholera, w końcu to było moim największym marzeniem. Dostanie się do drugiego etapu, usłyszenie tylu miłych słów od jurorów na swój temat. Euforia, szczęścia, radość, a kilka miesięcy potem... zawód.
23 lipca 2010
- Przykro mi, nie przechodzicie do następnego etapu. - kilka słów wypowiedzianych przez Simona i cały mój świat runął. Poczułem ogromny ból. Zrobiło mi się cholernie przykro. Pragnąłem tego tak bardzo, jak niczego innego - pragnąłem, żeby mój sen wreszcie się spełnił…
Gęste, słone łzy powoli spływały po moich policzkach. Nie wstydziłem się tego.
- To koniec - pomyślałem.
- To koniec - pomyślałem.
Istotnie - to mógł być koniec... a przynajmniej tak mi się wydawało.
***
Cała grupa z powrotem udała się na backstage. Większość zawiedziona, ze
spuszczonymi głowami. Nie było słychać żywiołowych rozmów,
rozbrzmiewających wśród nas parę godzin temu. Minęło może 20 minut, może pół godziny, zanim przyszedł do nas facet z produkcji i powiedział:
- Wśród was jest kilka osób, które jury chce z powrotem zobaczyć na scenie. Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles, Louis Tomlinson.
Cholera. Wyczytał mnie. O co może chodzić?
- Panowie, proszę za mną.
Szedłem jako ostatni.
Scena. Niepewnym krokiem podążyłem na środek za chłopakami. Serce waliło mi jak oszalałe. Kompletnie nie zdawałem sobie sprawy z przebiegu sytuacji. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać.
Stanąłem obok Louisa, który objął mnie ramieniem, co odwzajemniłem. Niesamowicie pozytywny koleś, podobnie zresztą jak pozostała trójka moich towarzyszy. Z każdym zdążyłem wcześniej zamienić przynajmniej parę słów. Zayna spotkałem na lunchu w McDonalds. Pomyślałem wtedy, że byłby świetnym materiałem na przyjaciela. Niall, sympatyczny Irlandczyk i rok młodszy Harry sprawiali to samo wrażenie. Coś mówiło mi, iż fakt, że stoję tutaj i teraz z nimi, a nie kimkolwiek innym, zapowiada coś więcej. Pytanie tylko - co?
- Witajcie, kochani. Dziękujemy, że przyszliście. - zaczęła spokojnie Nicole - Po waszych minach sądzę, że to niezwykle trudny moment. Rozmawialiśmy bardzo długo. Myśleliśmy o Was jako indywidualiach i stwierdziliśmy, że... jesteście zbyt dobrzy, byśmy mogli pozwolić Wam odejść.
Popatrzyliśmy po sobie ze zdziwieniem. Słowa Scherzinger docierały do mnie powoli, ale jednak docierały. W jednym momencie wstrzymaliśmy oddechy.
- Doszliśmy do wniosku, że świetną rzeczą byłoby stworzyć dwa osobne zespoły.
- Zdecydowaliśmy, że przechodzicie dalej - dokończył Simon.
Mój Boże! Nie... Niesamowite! To musi być sen, przecież... Nie wierzę, wow, wow, wow! Łza, tym razem szczęścia, pociekła po moim policzku. Ja i mój zespół (pięknie to brzmi, prawda?) zrobiliśmy grupowy uścisk.
- CARROT! - wrzasnął Louis.
Wręcz trząsłem się z radości. Nie byłem w stanie pomieścić w sobie emocji, jakie skumulowały się w mojej głowie. Mógłbym wyściskać cały świat, przenosić góry, zupełnie, jakbym otrzymał nowe życie!
- Moi drodzy, rzuciliśmy Wam deskę ratunku. Nie istnieje opcja, abyście to zmarnowali. Codziennie będziecie zmuszeni pracować dziesięć, dwanaście, nawet czternaście razy ciężej niż pozostali, żeby w pełni wykorzystać szansę, jaką otrzymaliście. Zaskoczcie nas. - Simon puścił oko w stronę grupy dziewczyn stojących po naszej lewej.
W euforii powróciliśmy na backstage. Wszyscy uczestnicy, którzy przeszli bootcamp, zbiegli się w jedno miejsce. Okrzyki radości, śmiech, płacz wzruszenia, uściski - pozytywna atmosfera powróciła.
Perspektywa Hayley
Zataczałam kółka wokół stołu jak jakaś wariatka. Trzymając w ręku telefon, oczekiwałam na komunikat "Liam dzwoni". Miał się odezwać, dać znać, czy udało mu się wejść do następnego etapu. W 2008 roku, kiedy znalazł się w barbadoskiej posiadłości Simona, odrzucono go. Dobry Boże, co to było za przeżycie... Okrutny, okrutny zawód. Oby nie spotkało go to po raz kolejny...
20:26. Paznokciami stukałam w obudowę, szepcząc pod nosem "Dzwoń, do cholery, dzwoń". 20:28. Telefon ozwał się głośnym "ALL THE SINGLE LADIES, NOW PUT YOUR HANDS UP!".
- Słucham?
- Cześć, córeczko - zawiodłam się trochę, słysząc w słuchawce mamę zamiast Liama – Jak się masz? Co u ciebie słychać?
- Um, daję radę, czekam na telefon od Liama, dzisiaj jest w bootcampie, ma zadzwonić za chwilę...
- Oh, naprawdę?! Rozłączam się natychmiast, jak tylko porozmawiacie, szybciutko masz przekazać mi wieści!
- Okej, okej, zadzwonię. – mama dała sobie spokój nadzwyczajnie szybko.
- Do później!
20:29.
20:32.
20:35.
20:37.
Ze stresu zaczynała mnie boleć głowa.
20:39 - "ALL THE SINGL..."
- Liam?!
- Mhm...
- Mów natychmiast, udało się?!
- Eh... - westchnął - Nie mam zbyt dobrych wiadomości. -
- J-j-jak to?! - wydukałam ze łzami w oczach.
- Nie przeszedłem...
- Asdfgdhfjkfl - zaniosłam się płaczem.
- ...jako solista, jestem w zespole! - zaśmiał się.
- C-co?! W jakim zespole?!
- Na początku nie przeszedłem. Trochę później mnie i czwórce znajomych kazali wrócić do jurorów, a tamci powiedzieli, że wypuszczenie nas z XF byłoby wręcz grzechem, bo jesteśmy zbyt utalentowani i że postanowili zrobić z nas bandy. Ta-dah!
- Liam, TO CUDOWNE! Jestem z ciebie taka dumna, o Chryste! Nawet nie zdajesz sobie sprawy! Dzwoniłeś do rodziców?
- Jeszcze nie, zrobię to za sekundę.
- Aw, więc dowiaduję się pierwsza? Jak miło! A skoro już o bandzie rozmawiamy... Cóż to za koledzy?
- Obiecuję solennie, że jeśli dostaniemy się na live'y, to ściągnę cię na pierwszą próbę i poznasz ich. Na razie mamy zamiar oswoić się ze sobą, chociaż trudno nie będzie, to równi goście.
- Przysto-
- Nie mnie to oceniać – jak widać moja wypowiedź nie wymagała zakończenia – ale znalazłby się jeden w twoim typie. - zabrzmiało co najmniej kusząco...
9 października 2010
… i było kuszące. Przypomniałam sobie tę rozmowę, wchodząc do londyńskiego studia telewizji ITV1. Liam nigdy nie łamie obietnic, ogromnie cenię sobie u niego tę cechę. Rozpoczynała się próba generalna przed wieczornym show – pierwszym live’em, do którego drogę chłopcy utarli sobie brawurowo wykonując w domu Simona „Torn”. One Direction, bo tak ochrzcił się zespół, miało dla mnie wielki potencjał. Od dawna wiadomo, że boybandy robią istną furorę wśród nastolatek, a tak dobry band jak 1D nie mógł być wyjątkiem od reguły. Wróżyłam im świetlaną przyszłość jeszcze zanim stanęłam z całą piątką twarzą w twarz. Brak ten, na szczęście, za chwilę miał zostać nadrobiony.
Na scenie trwały ostatnie prace montażowe. Widok robił duże wrażenie. Migające światła, przystępny kształt - efekt nieskończenie lepszy, niż na ekranie TV. Kolejny plus - genialna akustyka dźwięków. Tak zachwyciłam się dopracowaną w każdym calu scenografią i ogółem, że nawet nie zwróciłam uwagi na spieszącego do ciągnącego mnie gdzieś za rękę Liama wysokiego, uśmiechniętego od ucha do ucha bruneta.
- Liam, gdzie ty się podziewa… aaaa, okej. Cześć, jestem Louis, ale możesz mówić mi Tommo, tak jest pięknie – wciąż się uśmiechając podał mi dłoń, po czym zawołał:
- Chłopaaaaaaaaaaaaaaki! Chodźcie! Liam przyprowadził swoją dziew…
- Louis, ile razy mam Ci powtarzać, że to KUZYNKA? – zaakcentował „kuzynkę” na tyle mocno, żeby Louis zrozumiał. Usłyszeli to chyba także dwaj nadchodzący panowie – blondyn i „loczek”.
- Heeej, jestem Harry – powitał mnie sympatycznie prezentujący się lokacz.
- A ja Niall, fajnie Cię poznać! – dorzucił od siebie uroczy blondas.
- Was też – odpowiedziałam, a moje wargi sformowały się w nieśmiały uśmiech. Właściwie nie musieli się przedstawiać, imiona każdego z nich wykułam na blaszkę oglądając w kółko odcinki programu nagrane przed paroma miesiącami, a wyemitowane w telewizji dopiero we wrześniu. Mojej uwadze nie uciekło, że było ich czterech - kogoś brakowało…
Znowu skierowałam wzrok w stronę sceny. W światłach reflektorów stała piękna Afroamerykanka. Jak ona się nazywała?… Wytężyłam szare komórki, by przypomnieć sobie tę dziewczynę. Ach, tak! Rebecca Ferguson!
Mocne nagłośnienie uwydatniało jej typowo soulowy wokal o wyjątkowym wydźwięku w klimatach Arethy Franklin. Kończyła śpiewać swoją piosenkę, hit sprzed dwudziestu paru lat – „Teardrops” Womack & Womack. Zaaranżowana w nieco inny sposób niż oryginał, w dodatku w takim wykonaniu, brzmiała wspaniale. Ostatni takt utworu. Rozległy się owacje od obecnych na sali.
- Brawo, Becky! – krzyknęła Mary Byrne (którą również zapamiętałam). Rebecca wsunęła mikrofon w uchwyt statywu, po czym podbiegł do niej przystojny, ciemnowłosy chłopak, objął ją i dał całusa w policzek.
- Zayn, podejdź na chwilę! – krzyknął Liam.
Ten z kolei odwrócił się, szepnął coś do obejmowanej Ferguson, dłonią wskazując na nas i przybiegł.
- Co tam? Oh, cześć, Hayley – Zayn zwrócił się do mnie, uroczo się uśmiechając – Liam często o Tobie wspominał.
Bum, trach – strzała Amora ugodziła mnie prosto w serce.
Wystarczyło jedno spojrzenie w te piękne, brązowe oczy, żebym przestała widzieć świat poza kimkolwiek innym. Dopiero spotkanie na żywo utwierdziło mnie w przekonaniu, że to o nim mówił Liam twierdząc, iż „znalazłby się jeden w moim typie”.
Szkopuł w tym, że miłość, którą zapałałam do Zayna, była, jak można się domyślić, czysto platoniczna.
30 listopada 2010
- Cześć wszystkim! – krzyknęłam, zwyczajowo już wbiegając do studia wtorkowego ranka.
- Heeeeeeej! – odzew był dość spory, mimo, że członków ekipy ubywało z tygodnia na tydzień.
- Hayley, słonko, czeeeeść! – zawołała Cher, biegnąc do mnie w podskokach – Masz ze sobą coś dobrego? – zrobiła minę zgłodniałego zwierza, spoglądając do mojej torby.
- Gdybym przyszła bez ciastek, pewnie byś mnie zabiła, co? – zaśmiałam się, wyjmując paczuszkę z rarytasem panny Lloyd.
- Stara, uwielbiam cię. Pewnego dnia odwdzięczę ci się za to cudo, nie wiem jeszcze, w jaki sposób, ale zrobię to! – Cher zmierzwiła mi grzywkę i oddaliła się w stronę Savana – nauczyciela śpiewu, który gestami wzywał ją z dystansu kilkunastu metrów.
X-Factor mijał, jak z bicza strzelił. Iście wyborna edycja. Bywały odcinki, kiedy wybranie najsłabszego ogniwa sprawiało jurorom nie lada trudność. Przykładem – Aiden i Katie, w których to przypadku dwójka jurorów postawiła na Grimshawa, a dwójka na Weissel. W deadlocku Aiden otrzymał mniej głosów od publiczności i pożegnał się z programem. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jakie nerwy oboje musieli przeżyć. Sama doświadczyłam podobnych tydzień później, gdy Cher, moja serdeczna przyjaciółka, trafiła do showdownu. Bogu dzięki, Cowell, Cole i Walsh stanęli za nią murem. Jeśli o chłopców zaś idzie – nie było się o co martwić. Radzili sobie niczym tornado. Zyskiwali coraz więcej zwolenników, co, biorąc pod uwagę nadchodzący półfinał, było czynnikiem niesamowicie ważnym. Choć to jakże znaczące wydarzenie już deptało im po piętach, nie tracili dobrych humorów. Zawsze rozbrajająco weseli. I jak tu ich nie kochać?
„Ich” (w moim przypadku) ze szczególnym naciskiem na jednego…
Początkowo stwierdziłam, że mi przejdzie. Że to kolejne, przelotne zauroczenie. Tydzień, może dwa i koniec. Pomyliłam się. Ogromnie. Widywaliśmy się praktycznie dzień w dzień i za każdym razem moje serce szybciej biło na jego widok. Wpadłam jak śliwka w kompot. Nieszczęśliwa śliwka, dodam.
Zaprzyjaźniliśmy się, nawet bardzo. O ile przy Harrym, Louim, Niallu i Liamie sprawa kumpelskiego traktowania była prosta, to przy Maliku (z niewiadomych powodów w nasz zwyczaj weszło nazywanie siebie nawzajem po nazwisku) ciągle musiałam się pilnować, byle nie powiedzieć o parę słów za dużo. Mam tu na myśli jakieś nagłe wyznanie miłości czy coś w tym guście.
Mimo to rozmawialiśmy z sobą jak przyjaciele od wieków, wszystko grało i śpiewało, dopóki w okolicy nie zjawiała się Rebecca. Cała uwaga Zayna skupiała się od tamtej chwili wyłącznie na niej. Nie ma się czemu dziwić… zakochani tak już mają, prawda?
Dnia dzisiejszego panowie byli ponadprzeciętnie zaspani. Harry co kilka sekund przymykał oczy, Louis ucinał sobie drzemki pod sceną, Niall bez przerwy ziewał, Liam popijał trzecią już kawę, jedynie pełen energii Zayn śmiał się na okrągło.
- Zarwana nocka, chłopcy?
- Ehe… - mruknął Harry, zakładając ręce na klatkę piersiową i spuszczając głowę.
- Nałogowcy – zachichotał Malik.
- Ah, rozumiem… Że też pozwolili Wam trzymać w salonie to nieszczęsne PlayStation… Powinnam o tym pogadać z Simo-
- NIE! – zawołali równo Liam, Harry i Niall.
- Wła…śnie… nie. – wymamrotał Louis, który najwyraźniej stwierdził, że moja „groźba” nie była warta rozbudzenia się.
- Pan Malik nie dołączył do towarzystwa, jak mniemam?
- No coś ty. – zaprzeczył Zayn - Czy istnieje coś mniej pożytecznego od tracenia czasu przy głupiej konsoli?
- Zapytał człowiek, który zazwyczaj spędza wieczory na robieniu sobie jednej fotki, czasem dwóch, ewentualnie dziewięciu… - rzucił Harry.
- Pff – prychnął Malik - chciałbyś, Panie-Jestem-Taki-Seksowny-I-Te-Loki-Wow…
- Przesadziłeś – Hazza podniósł się z podłogi i popatrzył na Zayna wrogim wzrokiem. Ten, wyczuwając gonitwę, niczym młoda sarna pognał w głąb hali. Styles nie zwlekając podążył za nim. Co chwila dało się słyszeć okrzyki typu „nie złapiesz mnie, pacanie” czy „nawet nie tykaj moich włosów, bo pożałujesz”. Dzieci…
- Jakieś nowe wieści z domu? – spytał nagle Liam.
- Nic a nic. Spokój. – odpowiedziałam.
- Aa… yyy… no… ten tego… - usiłował nawiązać jakiś temat, notorycznie spoglądając w kierunku sceny, gdzie rozgrzewali się tancerze. Patrzył w jeden określony punkt. Okazała się nim prześliczna dziewczyna o cudownych kręconych włosach. Nie było mi dane zauważyć jej nigdy wcześniej.
- Liam… chciałbyś mi coś powiedzieć? – uśmiechnęłam się, wskazując na obiekt spojrzeń mojego kuzyna.
- Hehe, bo wiesz… - zaśmiał się nerwowo, po czym wydukał – Chyba… znaczy, nie jestem pewien, ale odnoszę wrażenie, że… raczej… nie na 100 procent, nie myśl, że to coś poważnego, ale…
- Zakochałeś się.
- Eh… tak, właśnie.
- Liamku, czy coś w tym złego?
- Nie… tylko… boję się. Bo… gdyby faktycznie coś się wydarzyło, to… nie chciałbym, żeby… żeby skończyło się jak wtedy.
- Rozmawialiście ze sobą?
- Dużo razy. Ma na imię Danielle. – rozpromienił się – Parę lat starsza, ale to nieważne. Popatrz na nią, jaka piękna. Świetnie tańczy, po prostu genialnie. I jest przesłodka. Ma śliczny akcent. Mógłbym jej słuchać całymi dniami.
- Sądzisz, że ona też coś do Ciebie-
- Właśnie. Najlepsza rzecz. Wydaje mi się, że tak. – wyszczerzył zęby w rozbrajającym uśmiechu.
- Chłopie, na co ty jeszcze czekasz? Uderzaj do niej! Jeśli naprawdę jest taka, jak mówisz – nie masz czasu do stracenia.
- Mówisz…?
- Zawsze warto spróbować – poklepałam go po ramieniu.
- Mam nadzie-
- Złapałem ciula, złapałem! – Liamowi swym okrzykiem przerwał Harry, ciągnący Zayna za rękaw jego kraciastej koszuli.
- Cieszymy się, Harold – rzekł Niall.
- Ba… bardzo. – ziewnął Louis.
- Harry, zostaw mnie, mam połączenie! – Zayn zaczął się wyrywać z uścisku Hazzy, wolną ręką wyjmując komórkę z kieszeni spodni.
- Ehe, już lecę…
- MAMA DZWONI! – ryknął Zayn.
- Dobra, dobra, idź… - Harry znając czułość Malika na punkcie mamy puścił go wolno. Zayn oddalił się na parę metrów. Rozmawiając przeszedł kilka kroków i… stanął jak wryty. Konwersacja nie trwała zbyt długo. Schował telefon. Widziałam, jak jego twarz, czerwona od śmiechu, nagle robi się strasznie blada, a później znowu czerwona - od powstrzymywanych łez. Bez zastanowienia podbiegłam do niego.
- Zayn, coś… coś się stało?
- Mój dziadek… nie żyje… - Malik rozpłakał się jak małe dziecko. Kompletnie mnie zaskoczył. Będąc osobą cholernie wrażliwą, zareagowałam dokładnie w ten sam sposób.
- Koch- - w porę ugryzłam się w język – Zayn, tak strasznie mi przykro… - powiedziałam, przytulając go mocno. Nie obchodziło mnie zdanie Rebecci (której, dzięki Bogu, dziś nie widziałam) czy kogokolwiek innego. Musiał czuć wsparcie. W takich chwilach potrzebne jest jedynie to.
Chłopcy dołączyli do nas czym prędzej. Zdążyli usłyszeć, o co chodzi.
Nikt nie odzywał się ani słowem.
Usiedliśmy na kanapie. Zayn ukrył twarz w dłoniach. Liam i Niall objęli go.
- Będę… musiał… jechać do Bradford na parę dni… Poradzicie sobie beze mnie… w tym tygodniu… prawda?
- Stary, nie martw się. Teraz nie to jest najważniejsze. – powiedział Louis.
- Wrócę… wrócę w sobotę… Wtedy-
- Zayn, damy radę. – zapewnił go Harry – Rodzina na pierwszym miejscu, tak?
- T-t-tak…
- Hayley – szepnął Louis – Pozwolisz na sekundę?
- Jasne.
Tomlinson wziął mnie na stronę i, upewniając się, że słyszę go wyłącznie ja, rzekł:
- Zabierz Zayna do domu. Dopilnuj, żeby się spakował i-
- Wiem, Lou, wiem. Ze mną nie zginie.
- Dlatego mówię to tobie. Pociesz go trochę.
- Zrobię, co w mojej mocy. – poprzysięgłam.
- Jestem tego pewny, jak niczego innego. Wiem, że baaaardzo Ci na tym zależy. Widać w Twoich oczach już od dawna.
- C… co? Jak… skąd… Louis…
- Spokojnie, nikomu nie powiem. Masz moją obietnicę. A teraz – mówiąc to, wręczył mi pęk kluczy – jedź. Frontowe drzwi otworzysz tym złotym.
***
Stosunkowo krótka droga do willi uczestników X-Factor przeminęła mi na słuchaniu rozmowy Zayna z mamą dzwoniącą ponownie, by uzgodnić szczegóły przyjazdu do Bradford. Z tego, co wyłapałam, jego ojciec już był w drodze do Londynu i za dwie godziny miał zjawić się w okolicach obecnego lokum syna. Malik skończył rozmowę akurat w momencie, kiedy zaparkowałam samochód przy monumentalnym wręcz białym domostwie.
- Chodźmy – powiedziałam łagodnie, trzaskając drzwiami należącego niegdyś do Ruth samochodu. Zayn powoli wygramolił się z auta.
Mimo zapewnień Louiego o tym, że One Direction poradzą sobie podczas prób i bezproblemowo wystąpią w całości podczas sobotniego live’a, Zayn nie był ani odrobinę spokojniejszy. Wpadł do swojego pokoju, wyjął walizkę i chaotycznie pakował pierwsze lepsze rzeczy.
- Hayley, też myślisz, że to, że mnie nie będzie, nikomu nie utrudni pracy?
- Komu nie utrudni, temu nie utrudni… - bąknęłam pod nosem.
- Co?
- Nie, nie, nic – powiedziałam zmieszana - Mówiłam, że… że w sobotę na pewno będzie w porządku. Ile zespołów robiło takie spontany… Jesteście świetni, nie ma się co nad tym rozwodzić. Macie mój stuprocentowy support.
Zayn pociągnął nosem.
- Dzięki, Hay. Nie wiem… nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił.
Takiego wyznania się nie spodziewałam, przyznaję. Co więcej – Zayn bez zbędnych cergieli przytulił mnie tak, jak ja jego prawie godzinę temu.
- Nie masz mi za co dziękować, Zayn. Przecież… od tego są przyjaciele, nie? – wysiliłam się na uśmiech, choć było trudno.
- Co do przyjaciół… Dzwoniłeś do Rebecci?
- Um… Nie. Zadzwonię później, o ile w ogóle jeszcze ją to obchodzi…
- Jak to? Pokłóciliście się?
- Ta… Szkoda gadać. Wszystko się, za przeproszeniem, pierdoli. – rzekł, pakując ulubiony czerwony sweter do torby i zasuwając ją.
***
Moich uszu dobiegł dochodzący z zewnątrz dźwięk silnika.
- Zayn, twój tata przyjechał!
Malik zwlókł swój bagaż po schodach. Szybkim rzutem oka sprawdził jego zawartość.
- No to… lecę. Hay, jestem ci ogromnie wdzięczny. Bądźmy cały czas w kontakcie, okej?
- Wiadomo, będziemy. Gdybyś chciał pogadać – wiesz, gdzie dzwonić. – uśmiechnęłam się lekko – Trzymaj się.
- Ty też. – szepnął, przytulając mnie po raz ostatni na kolejnych kilka dni.
Stojąc w drzwiach, pomachał mi na pożegnanie i zniknął. Dwie, trzy minuty później zobaczyłam oddalającego się czarnego Mercedesa.
Przyszła odpowiednia chwila na przemyślenia.
Głównym tematem chodzącym mi po głowie była perspektywa tego, jak dalej potoczy się związek Zayna z Rebeccą. Kłótnia musiała być naprawdę poważna, skoro Zayn stwierdził, że jego dziewczyna ma go gdzieś. Najpewniej zabrzmię okrutnie egoistycznie, ale… odpowiadał mi ten stan rzeczy. Zabecca mogła zmierzać do swojego końca, co logicznie dawało szansę na początek Zayley (zdążyłam opracować tego typu detale kawał czasu temu). Owa szansa zwiększyła się wraz z dzisiejszym dniem, gdy to kto pocieszał Zayna będącego w dołku?
Ja.
Nie Rebecca.
Został mi zaledwie miesiąc...
Ale kto wie, może coś z tego wyniknie...
_____________________________________________________________
zgadnijcie, kto w końcu zebrał się w sobie i skończył rozdział?
taaaaaak, my. :D
ogromnie przepraszamy, że musieliście czekać aż tak długo.
koniec roku = poprawki i te inne, a i nas to nie ominęło.
co było, to było - powracamy i postaramy się sprężyć się z drugim rozdziałem tak szybko, jak to będzie możliwe... o ile będzie dla kogo (:
KOMENTUJCIE, SKARBY.
taaaaaak, my. :D
ogromnie przepraszamy, że musieliście czekać aż tak długo.
koniec roku = poprawki i te inne, a i nas to nie ominęło.
co było, to było - powracamy i postaramy się sprężyć się z drugim rozdziałem tak szybko, jak to będzie możliwe... o ile będzie dla kogo (:
KOMENTUJCIE, SKARBY.